Jak wychodzi z tej próby polska szkoła?
Zamknięcie szkół i przedszkoli w marcu ubiegłego roku przyszło z dnia na dzień. Wśród uczniów na początku zapanowała ulga i radość, a jednocześnie pojawiły się obawy i niepewność, co będzie, jak się rozwinie epidemia, ale przede wszystkim, jak długo potrwa to zamknięcie. Po kilku tygodniach, gdy wszyscy jeszcze łudzili się, że już za chwilę koniec, doczekaliśmy końca, ale roku szkolnego, a po nim końca kolejnego roku. Nikt się nie spodziewał, że po półroczu zamknięcia i po wakacjach szkoła znajdzie się w nowym roku szkolnym właściwie w tym samym miejscu, co na początku. I oby to się już nie powtórzyło!
Jak wyglądało przygotowanie szkół do ograniczenia stacjonarnej działalności?
Ministerstwo wprawdzie już po kilku dniach zaczęło wprowadzać regulacje prawne nakazujące prowadzenie nauczania zdalnego w stanie ograniczenia działalności szkół i przedszkoli. Jednocześnie jednak nikt do tego nie był przygotowany, a najmniej sam resort. Poza wydaniem rozporządzeń nie było żadnych działań wspierających, dostosowujących ani wyjaśniających.
Uczniowie dosyć dobrze odnaleźli się w cyfrowej rzeczywistości, szkoły – różnie. Zdecydowanie zależało to od umiejętności i chęci samych nauczycieli oraz od bazy sprzętowej. Ministerstwo po jakimś czasie wyasygnowało spore kwoty na zakup komputerów przez samorządy. Tyle że te pieniądze w pierwszej kolejności wydano na doposażenie szkół i nauczycieli, żeby mogli prowadzić jakiekolwiek zajęcia. Do dzieci zaś dotarło niewiele, a rodzice pozostali sami z problemem, szczególnie dotkliwym w uboższych rodzinach i tam, gdzie wielu z nich musiało przejść na pracę zdalną. Wszyscy zobaczyliśmy, jak trudno jest, gdy jednocześnie pracują w domu rodzice i uczy się kilkoro dzieci, a do dyspozycji jest jeden komputer i co najwyżej smartfon.
Nieco pomogło zorganizowane (po kilku miesiącach) wsparcie samorządów i szkół, wypożyczających dzieciom komputery.